Pozmieniały mi się plany weekendowe i okazało się, że mam luźny dzień. Akurat w tym samym czasie mignęła mi informacja o warsztatach fotografii motoryzacyjnej. Opis wydał mi się zachęcający, miejsce i czas odpowiednie, jakby ktoś planował dla mnie imprezę, zatem nie mogłem sobie odmówić przyjemności.
W studio Sensi nieopodal Okęcia spotkaliśmy się, żeby posłuchać wykładów o zdjęciach motoryzacyjnych Piotra Frankowskiego z magazynu RAMP – bardziej o autach oraz Miguel Gaudencio – bardziej o zdjęciach, a także krótkiej prezentacji o prawach autorskich w fotografii prezentowanej przez osoby związane z projektem Legalna Kultura. Autko- śmieszna mała Lancia Ypsilon, przygotowali do zdjęć panowie z firmy dystrybuującej kosmetyki Eco Touch. Nad przygotowaniem modelek stał sztab stylistów, fryzjerów i wizażystek – od Max Factor. Sprzęt oświetleniowy rozstawił sklep Fripers . Organizowała to firma „XXLStock” młoda baza zdjęć na polskim rynku. Możecie poczytać o nich XXLSTOCK 🙂
Po kolei … Piotr Frankowski to pasjonat, a takich ludzi cenię i lubię słuchać 🙂 Że jest gawędziarz, to wykład, dyskusja mógłby trwać cały dzień i nadal nie byłbym znużony. Może dlatego, że patrzę przez pryzmat swojej osoby – świra motoryzacyjnego 😀 Zdjęcia i historie o ich powstaniu były bardzo ciekawe. Pozazdrościć jedynie możliwości dostępu do miejsc i unikalnych samochodów. Polecam magazyn RAMP, bo jest to ciekawy magazyn – o Kulturze motoryzacji, jak sami o sobie piszą. Od razu przychodzą mi na myśl Oktany ze swoja filozofia patrzenia na auta. Tylko Oktany się dopiero rozpędzają, a RAMP już 4 wydanie niebawem na papierze będzie miał.
Legalna kultura… ciężko o prawie autorskim coś sensownego powiedzieć w tak krótkim czasie, bo i co przypadek to inny stan prawny. Ale osoby prowadzące miały pojęcie o czym mówią i warto było posłuchać tej pigułki wiedzy. Brawa za kampanie i cały projekt.
Miguel Gaudencio jest bardziej portrecistą, niż fotografem motoryzacyjnym, ale gdzie auta tam i człowiek. Jedno od drugiego nie leży tak daleko jakby się na pierwszy rzut oka by zdawało. Same zdjęcia z tych warsztatów pokazują, że jest to jak najbardziej ciekawe połączenie. Miguel pokazał swoje dwa krótkie filmy, które łączyły oba zagadnienia. Miguel mówił bardziej fotograficznym językiem, o sztuce kadrowania, oświetlania i trochę o innych technikaljach, kuchni sesji zdjęciowych. Potem pomagał każdemu przy robieniu zdjęć !
Tyle opisu, a jak wyszło w praktyce ? W praktyce mieliśmy być podzieleni na grupy po 4 osoby, żeby nie wchodzić sobie w paradę przy robieniu zdjęć. Zapisałem się do 1 grupy, ale okazało się, że ktoś zabrał wyzwalacz i nie było dla mnie 🙂 Piękny wstęp, pomyślałem. Ale popatrzyłem, że używają polskiego standardu studyjnego Yongnuo 603, czyli takie jak zakupiłem już dawno temu poczytaj TU . Okazało się, że mam w plecaku swoje wyzwalacze.
Zatem nie było już problemem, żeby w każdej grupie była odpowiednia liczba Canonierów i Nikonowców, ja byłem niezależny od tego czy wróciły od razu wszystkie wyzwalacze. W między czasie okazało się, że 4 osoby próbujące zrobić zdjęcie, często w tym samym czasie to nie najlepszy pomysł, bo nigdy nie wiadomo komu błysnęło, kto ukradł, a kto ma dobrze naświetloną klatkę, bo jedna lampa nieco dłużej ładowała od drugiej – życie. Troszkę udało się opanować chaos z pierwszej grupy, zatem może i lepiej, że z boku popatrzyłem co tam się dzieje itp. Miałem swoją koncepcję na zdjęcia i kilka kadrów. Zrealizować nie zdążyłem wszystkich niestety… 10 minut i time out ! Kolejna grupa.
Która błysnęła ?
Modelki się wyginały, jak mogły, aby było ciekawie. Stylista pokrzykiwał – zabawnie zresztą, bo pouczając modelki 😀 To tak jakbym ja, pouczał stylistę, co na topie w modzie 😉
Problemem, było to, że nie było czasu na zabawę światłami, raczej trzeba było improwizować jak na zastanym, bo lamp nie ruszaliśmy – stąd może te duże octabanki, żeby zalać światłem scenę 😀
Trochę to nie po mojej myśli, bo co to za warsztat, jak się światłem nie bawi… ale zaraz zaraz, to też ćwiczenie, jak musisz wycisnąć z tego co zastałeś. No tak, ale to poligon i walka wręcz, a nie komfortowa nauka – co mogłaby sugerować nazwa „warsztaty”. Nie mogliśmy nawiązać kontaktu z modelkami, nie mogliśmy poustawiać świateł, więc to trochę przeczyło temu o czym mówili wykładowcy, ale trudno o komfort pracy przy takiej liczbie osób i jednej scenie zdjęciowej. Trochę improwizacji jednak nie zaszkodzi. Kilka kadrów wyniosłem, trochę nowego doświadczenia, trochę stresu, jak ustawiłem modelkę i chcąc zrobić zdjęcie nie mogłem kucnąć, bo ktoś już stał za moimi plecami robiąc zdjęcie —-> mojej koncepcji !!! Taaaaak, później będzie 20 kadrów z przesunięciem o pół metra…
Niestety to była najgorsza część warsztatów. 4-ki miały być, a bywało różnie. Każdy chciał porobić swoje koncepcje, a tu światło nie błyska, a tu ktoś wchodzi ci przed szkło, a tu modelkę ktoś porywa. Jako, że finalnie byłem w trzeciej 4-ce, to czasem miałem wrażenie, że do naszej 4-ki należą pozostali uczestnicy z pierwszych, czyli nasza 4 mogła liczyć i 12 osób, a zbiór ciągle się powiększał i zmniejszał bez większego racjonalnego uzasadnienia 🙂 Matematykom się to nie śniło. Ja znalazłem na to sposób taki, że postawiłem aparat na statywie, niskie ISO, średnia głębia ostrości = długi czas bez błysku. Koledzy z innych grup robiąc zdjęcia naświetlali mi klatkę – ot ta poszukiwana kreatywność. Ja nikomu nie kradłem błysku fizycznie, a jedynie korzystałem z wyzwolonego 🙂 Minusem takiego rozwiązania, było to, że byłem daleko od planu, żeby nie przeszkadzać akurat fotografującej grupie oraz nie miałem wpływu na moment wyzwolenia błysku… zatem ilość prób była duża, a sukcesem zakończonych niewiele … ale lepszy rydz, niż nic.
Drugą opcją jaką zacząłem wykorzystywać to zoomowanie w trakcie naświetlania i zbieranie kilku błysków 🙂 Kreatywne rozwinięcie poprzedniej wersji świetlnego złodziejstwa 😀 Czyli teraz czasy były możliwie najdłuższe oraz nauka ile zoomu wyjechać, aby nie poucinać bezsensownie kadru. Od czego zacząć, gdzie skończyć. Nie wiem czy często mi się to będzie przydawało, ale mały kamyczek do ogródka pt. „jakby trzeba było, to wiem jak to zrobić” 😉
Czasem złapałem nawet dwa błyski 🙂
Na koniec dla chętnych Miguel zgodził się porozmawiać o zdjęciach, które zrobiliśmy tego dnia. Każdy miał wybrać jedno swoje naj i pokazać publicznie na rzutniku. Poziom był różny, od bardzo dobrych kadrów, przez średniaki. Nie było dramatu, w postaci totalnych gniotów. Tym bardziej cieszy uznanie jakim obdarzył moje zdjęcie. W ustach osoby prowadzącej wykłady po angielsku słowo „zajebiste, gratuluje” nabrało innego wymiaru i ciepła 🙂
Tak wesoło minął tamten dzionek. Zdjęcia dziś przejrzałem i wysłałem swoje 5 na konkurs – 1 nagrodą jest publikacja w RAMP oraz 20 najlepszych zdjęć zostanie pokazana na wystawie w Traffic Club przy Brackiej w Warszawie. Czy się załapię – zaglądaj na bloga to się dowiesz 🙂
Czy jestem zadowolony ?
Na plus – Tak, bo spotkałem ciekawych ludzi, podejrzałem jak pracują, pooglądałem ładne zdjęcia, sam porobiłem – kilka dobrych kadrów jest, a jak ja jestem zadowolony, tzn. że są dobre 🙂 Moja wybredność i samokrytyka jest czasami za duża, więc tym razem jakaś satysfakcja, że się po ludzku, tak po prostu – przynajmniej mi – podoba.
Na minus zatem – przepychanki do zdjęcia, pomimo dobrych chęci organizatora i podziału na grupy, trudności z manewrowaniem światłem, bo jedna osoba jak zawłaszczy plan zdjęciowy, to reszta nie zrobi swojego, stąd kompromis i duże źródła światła – które nie najlepiej spełniały swoją rolę, bo refleksy w kształcie octy na aucie nie wyglądają najlepiej, a i cieniem nie popracuje się na scenie.
Zagadka, ile osób liczy ta 4-ka ? 😉
Czy wziąłbym udział w tych warsztatach po raz kolejny ? Nie mam pojęcia. Akurat tutaj złożyło się bardziej czasowo, niż planowałem swój udział od początku. Dyskomfort fotografowania w stadzie, gdzie czułem się jak w fosie, na koncercie pod scena – ja blisko głównego wydarzenia, ale za plecami tłum. Boję się jednego, że kadry będą się powtarzać. To trochę męczy jak się prosi modelkę o ustawienie tu i tak… po czym zanim ja, mimo mojej kolejki do zdjęć, podniosę aparat do oka, już inni za plecami pstrykają – takie okradanie ze zdjęcia i pomysłu. Brak kreatywności? Chęć zrobienia dobrego zdjęcia ? Korzystanie z sytuacji ? Wszystkiego po trochu, bo każdy chciał zrobić zdjęcia… Może za dobrze mam, że organizuje sesje sam. Zouza zajmuje się profesjonalnie wizażem, zadba o stylistykę z koleżanką stylistką, a ja mam czas na poznanie modelki i pracę z nią. Jeżeli więcej z warsztatów, a mniej z improwizacji, to pewnie bym się jeszcze raz wybrał. Ale kolejny raz na fotograficzny spęd ciężko będzie mnie namówić…
Jakby było mało to dołożę jeszcze kilka zdjęć, bo od moich podróży za wiele nie publikowałem na blogu 😉
One Comment
Ciesze sie ze znalazlem twoja strone, teraz jestem tu stalym gosciem, tylko troche ciezko bylo ja znalezc w wyszukiwarce na podana fraze, trzeba ja lepiej wypozycjonowac. Podepnij sobie ja do systemu wymiany linkow i masz pozycjonowanie za darmo, ruch powinienen ci wzrosnac kilkakrotnie jak wbijesz sie na pierwsza strone googla.
Wpisz sobie w google – seo stronka z seo poradami – tu jest wszystko opisane, napewno ci sie przyda
pozdro
One Trackback
[…] Contact « XXL, czyli powinno być grubo… […]